Fot. polona.pl

O życiu i działalności Jana Szczepana Wolframa (ur. 1824 (5)? w Poznaniu, zmarł 15 października 1870 r. w Warszawie) najpełniej informuje, cokolwiek to w ocenie życia i działalności doktora filozofii i filologa klasycznego oznacza, nekrolog napisany przez jego uniwersyteckiego kolegę, Zygmunta Węclewskiego (pisownia oryg.): „Kształcił się początkowo w gimnazyum św. Maryi Magdaleny w Poznaniu (1844, dop. D.S.), następnie prywatnie,  a zniewolony okolicznościami, pełnił przez czas dłuższy obowiązki domowego nauczyciela. Złożywszy egzamin maturitatis w roku 1853 w Wrocławiu (w latach 1845-46 należał do Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego we Wrocławiu, dop. D.S.) przeniósł się  niezwłocznie do Berlina i zapisawszy się w poczet studentów wydziału filozoficznego, korzystał przez trzy lata z prelekcyj najsłynniejszych wówczas w uniwersytecie berlińskim filologów i filozofów: Boecka, Haupta, Trendelenburga i innych, przygotowując się zwolna do rozprawy doktorskiej i do egzaminu mającego mu wyjednać prawa starszego nauczyciela gimnazyalnego (Oberlehrer). Rozprawę doktorską „De tribunis plebis usque ad decemviralem potestatem”, dowodzącą, według sądu samych profesorów berlińskich, niemałej bystrości umysłu, obronił 19 marca roku 1856, a uzyskawszy tem samem stopień doktora filozofii, przystąpił do egzaminu nauczycielskiego, który w czerwcu tegoż roku  z powodzeniem ukończył. Z dniem 1 października /…/ począł odbywać rok próby jako kandydat stanu nauczycielskiego w gimnazyum tem samem, w którem odebrał początkowe wykształcenie i w niem też pełnił następnie – przeniósłszy się jedynie na kilka miesięcy do wyższego zakładu naukowego w Inowrocławiu – obowiązki nauczyciela do 1-go kwietnia r. 1863 (w okresie tym był współzałożycielem Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu w dniu 12 stycznia 1857 r., za prezesury Działyńskiego tłumaczył Terencjusza i Plauta, dop. D.S.). Ucząc młodzież zbyt może żywą, której wówczas niepraktykowana już teraz liczba zapełniała klasy, umiał przecie ś. p. Jan Wolfram taktem pedagogicznym i życzliwością prawdziwie ojcowską utrzymać ją w karności i zjednać sobie jej miłość; a że niemało zasługi położył w kształceniu i zbogaceniu nauka umysłów młodocianych, o czym świadczy przede wszystkiem wdzięczna pamięć byłych uczniów jego, jako też chlubne świadectwo, wydane mu przez przełożoną władzę szkolną, gdy powołany na profesora do wykładu literatury łacińskiej w byłej Szkole Głównej warszawskiej, około 1-go kwietnia 1863 z Poznania przeniósł się do Warszawy. Niemniejsze są zasługi nieboszczyka w nowem jego dostojeństwie. Jako profesor rozświecający odległą starożytność rzymską, zjednał sobie miłość i szacunek słuchaczów, a jako regens seminaryum pedagogicznego, rozszerzył znacznie zakres wiadomości powierzonych mu stypendystów i wykierował ich na zdatnych nauczycieli. Kiedy w r. 1869 w miejsce zniesionej Szkoły Głównej, założony i otworzony był Uniwersytet warszawski, władza zwierzchnia, oceniając zasługi i zdolności pedagogiczne ś. p. Jana Wolframa, zamianowała go profesorem zwyczajnym na katedrze literatury rzymskiej. Komu wiadomo, że profesor najwyższych zakładów naukowych nietylko czas ma zajęty opracowywaniem prelekcyj, ale zaciąga oraz święty obowiązek postępowania w ślad za postępem umiejętności w ogóle, a w szczególności tej, której głównie się poświęcił, ten uzna chętnie gorliwość naukową ś. p. Jana Wolframa w tem, że pomimo tylorakiego zatrudnienia w szkole i w domu, nie przestawał w chwilach wolnych pracować dla ogółu. Owocami pracy tej są między innemi: pierwszy podobno w naszym kraju przekład komedyi Plauta „Jeńcy”, umieszczony w Bibliotece warszawskiej na rok 1865, zeszyt 7 i 9; dalej rozprawy „O widowiskach w starożytnym Rzymie,” drukowana przed kilką laty w Tygodniku Ilustrowanym i „O Rzymiance.” Zaledwie rok pełnił obowiązki profesora Uniwersytetu, aliści Bóg odwołał go dnia 15 b. m. z widowni życia. Przez śmierć jego stracił kraj sumiennego sługę, Uniwersytet zacnego i zdolnego spółpracownika. Serca i obyczajów czystych, pragnął zawsze prawdy i z całej duszy wykonywać ją usiłował” (Z. Węclewski, Jan Szczepan Wolfram, „Tygodnik Ilustrowany” nr 148, Warszawa 29 października 1870 r., s. 205-206).

Cytacja ta ilustruje kilka, a wywołuje inne także kwestie tyczące nie tyle życia (to z cytowanego nekrologu pochodzą niemal wszelkie informacje natury biograficznej, które z rzadka odnaleźć można w literaturze traktującej generalnie o polskich elitach II połowy XIX wieku. Tekst Węclewskiego rozstrzyga pewne wątpliwości związane z tą materią. A. Marciniak wskazuje 1825 jako rok urodzin Wolframa, dodaje kilka detali, ale kanon informacji pozostaje w zasadzie identyczny z tym z „Tygodnika Ilustrowanego” – patrz dopiski w cytowanym artykule), co raczej naukowej aktywności Jana Woframa. Po pierwsze, ze spraw zrazu najważniejszych, działalności tego badacza nie poddawano dotąd szerszej i dogłębnej analizie, a przynajmniej nie czyniono tego w taki sposób, aby postać Wolframa znajdowała się w centrum uwagi, co zwykle przecież stanowi gwarancję oceny w swej naturze całościowej. Opinia Gustawa Przychockiego – filologa klasycznego, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Warszawskiego, w latach 1928–1929 rektora UW, wyrażona bodaj w 1918 roku ma charakter wielce ogólny i mocno „okolicznościowo-kurtuazyjny”: „My Polacy zaś pamiętać musimy, że filologia klasyczna nie jest nauką nam obcą, że kwitnęła ona u nas w Szkole Głównej – przypominam nazwiska Wolframa, Węclewskiego – że była ona chlubą Uniwersytetu Wileńskiego za czasów znanego w całej Europie Grodka”. Na marginesie nieco innych rozważań pojawia się znacząca uwaga wartościująca translatorski dorobek Wolframa (skoncentrowany na bodaj prekursorskim tłumaczeniu komedii Plauta). Joanna Pieczonka, reasumując swe dociekania nad przekładami Węclewskiego (co ważne dla priorytetów badawczych autorki), pisze, że „stanowią interesujące świadectwo sztuki translatorskiej, podobnie jak dawne przekłady plautyńskie Ignacego Józefa Kraszewskiego, Jana Wolframa czy Gustawa Przychockiego”.

Opinie wyrażone przez studentów Wolframa potwierdzają jego – ujawnione zresztą uprzednio w szkołach poziomu gimnazjalnego – zdolności dydaktyczne, ale sugerują też, że tematyka widowisk była pewnie obecna w treściach wykładów profesorów wykładających w Szkole Głównej języki i literaturę starożytną. Józef Kotarbiński wspominał mianowicie: „Zygmunt Węclewski, Jan Wolfram i Antoni Mierzyński imponowali nam gorącą miłością do nauki i znajomością najdrobniejszych szczegółów wewnętrznego ustroju, obyczajów i życia starożytnej Hellady i Romy”.  Wątek wspomnianych przez Kotarbińskiego antiquitates wydaje się  istotny także z punktu widzenia, nazwijmy to, naukowej tożsamości Wolframa. Był niewątpliwie filologiem klasycznym – latynistą, ale wykłady na temat „wewnętrznego ustroju, obyczajów i życia starożytnej Hellady i Romy” (Wolfram wykładał gramatykę łacińską, historię literatury rzymskiej – z dużym naciskiem na dzieła Tacyta – oraz tzw. starożytności rzymskie) zdają się nieco rozmiękczać ten rodzaj jednoznacznej identyfikacji.  Nie ulega bowiem wątpliwości, że ten rodzaj materii nie wydawał się do końca właściwy filologom, a przecie Wolfram „korzystał przez trzy lata z prelekcyj najsłynniejszych wówczas w uniwersytecie berlińskim filologów i filozofów: Boecka, Haupta, Trendelenburga i innych”. W gronie uniwersyteckich edukatorów Wolframa nie było zatem nikogo, kogo Węclewski nazwałby historykiem. Nie był to efekt zaniechania lub ignorancji, a kwestia, gwoli wstępnego choćby rozstrzygnięcia wspomnianej tożsamości naukowej absolwenta niemieckich uniwersytetów, sprowadzać się powinna do określania Wolframa mianem  „starożytnika”. Termin ten uznać można za eufemizm ilustrujący kondycję, charakter raczej badań nad dziejami starożytnej Grecji i Rzymu w II połowie XIX wieku. Królowa nauk o antyku, filologia klasyczna, traci wówczas naukowy impet i intelektualną witalność, bo źródeł poznania epoki nie ograniczano już wyłącznie do świadectw literackich (obok historii sztuki pojawia się wszak archeologia klasyczna). Zrazu, gwoli zatrzymania tej tendencji, filologowie poczynają praktykować metody historyczne (oparte na holistycznym wykorzystaniu źródeł) i wyznaczać swoim dociekaniom nieco odmienne, szersze cele (w ich osiąganiu język staje się już tylko narzędziem). Oznacza to jednocześnie powolne wyrywanie studiów nad antykiem z nieco toksycznego uścisku antykwaryzmu. To właśnie ten stan przejściowy między postawą filologa klasycznego, a historyka starożytności (pierwsza katedra historii starożytnej w Polsce powstała dopiero po 1918 roku!) oddawać można nieco eufemistycznym określeniem „starożytnik”. Z punktu widzenia historii historiografii świata antycznego wiek XIX postrzega się ciągle jako okres zdominowany jeszcze przez anykwaryzm. Wydaje się, że to właśnie w tym nurcie zainteresowania antykiem (specyficznym co metod i metodologii) poszukiwać trzeba „badawczej tożsamości” warszawskiego starożytnika, doktora filozofii, filologa klasycznego i polskiego, tłumacza i wykładowcy Wydziału Filologiczno-Historycznego Szkoły Głównej Warszawskiej (J. Kolendo traktuje go jako antykwarystę, por. Borucka).

Argumentów za tą tezą dostarczyć powinna rozprawka zatytułowana O widowiskach publicznych w starożytnym Rzymie: prelekcya publiczna prof. dra Wolframa miana w Warszawie 16 maja 1865 r., (ss. 59).  Wydaje się, że współcześni Wolframowi tę właśnie książeczkę uznawali za w jakiś sposób dla jego twórczości ikoniczną, kojarzono ją z autorem choćby dlatego, że podjął w niej tematykę zupełnie wtedy oryginalną, a poza tym nie każdemu dane było publikować prace (naówczas) naukowe w odcinkach na łamach popularnego „Tygodnika Ilustrowanego”. Przedmiot zainteresowania autora budzić mógł naturalne zainteresowanie  czytelników. Wszystko działo się bowiem w okresie przed „Wielkimi wykopaliskami” w Olimpii (l. 1875-81), przed narodzinami nowożytnego olimpizmu (w 1888 de Coubertin’a oficjalny projekt olimpijski), przed powstaniem „Sokoła” (1867) i Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego w 1878… Wolfram nie przywoływał jednak idealizowanej później agonistyki greckiej, ale w zamian okrutna i brutalna rzeczywistość rzymskich widowisk dawała mu znakomitą okazje do moralizowania, relatywnie łatwego wartościowania, formowania oczywistych sądów, potępiania i krytykowania. Ten publicystyczny, z dość licznymi wątkami beletrystycznymi wymiar rozprawy dopełniał niemal bezkrytyczny stosunek Wolframa do wykorzystywanych źródeł (mimo iż w przypisach pojawiły się odniesienia do najnowszej wówczas literatury przedmiotu).

Reasumując, wypada wreszcie powrócić do mentorskiego tonu, moralizatorskich zapędów i dydaktycznego przesłania, cech, które nie wydają się incydentalne o tyle, że wolna od nich okazała się kolejna „historyczna” rozprawa Wolframa, Rzymianka. Studium historyczno-obyczajowe, Warszawa 1869 (ss. 52). I w niej pojawia się teoria upadku obyczajów, chlubne, warte naśladowania wzorce, godne potępienia antymodele i ogromny ładunek dydaktyzmu, mentorstwa oraz opartego na chrześcijaństwie moralizatorstwa ( por. Rzymianka, s. 5-6. Więc powołanie kobiety jest wielkie i zaszczytne… Gdzie tego nie ma – upadek jest bliski. Bardzo pouczającym przykładem jest Rzym starożytny, który był panem świata, dopóki był siedzibą skromności, oszczędności i pracy, siedzibą cnót w obywatelach i obywatelkach, ale otworzywszy wrota zepsuciu runął straszliwie. 

W ocenie Wolframa jako historyka obiektywizm kłóci się niekiedy ze sprawiedliwością, bo jako naukowiec był przecież dzieckiem swojej  epoki. Był cenionym filologiem, pionierskim bodaj tłumaczem komedii Plauta, który próbował swoją rzetelną wiedzę o starożytnościach zaprezentować w niewielkiej rozprawie poświęconej rzymskim widowiskom. Oddać trzeba sprawiedliwie, że była to pierwsza w języku polskim monografia tego „niechcianego”, acz ciekawego zagadnienia. Potrzeby jej powstania nie wywołało zainteresowanie XIX-wiecznym sportem, bo ten jeszcze –w zorganizowanej formie i z uzasadniająca go ideologią- wówczas nie istniał. Dlatego –słusznie- warszawski starożytnik umieścił je w sferze rzymskich obyczajów. Nie potrafił się jednak wyzwolić z obowiązujących w jego świecie norm moralnych i etycznych, których „nadobecność” w O widowiskach w ogromnym stopniu skazała rozprawkę na zapomnienie. Bardziej żywotna okazała się pełna jednoznacznie chwalebnych przykładów rozprawka pt. Rzymianka. Studium historyczno-obyczajowe, ta bowiem w 2017 roku doczekała się wznowienia w katolickim, sandomierskim wydawnictwie Armoryka.

Jan Szczepan Wolfram żył ledwie 46 lat, zmarł 15 października 1870 r. w Warszawie. Pochowany został w Warszawie na cmentarzu na Powązkach, kwatera 181, rząd 3, miejsce 21, 22

Literatura (w kolejności przywoływania): A. Marciniak, Nauczyciele poznańscy wśród założycieli Towarzystwa Przyjaciół Nauk, „Kronika Miasta Poznania” 2001, 4, s. 292-293; G. Przychocki, Co to jest filologia klasyczna?, „Meander” 61, 1-2, 2006, s. 95; J. Pieczonka, Lwowskie przekłady komedii Plauta,  czyli „Junak” i „Bliźniacy” w rękopisie Zygmunta Węclewskiego, „Wratislaviensium Studia Classica” IV (XXXV) Wrocław 2015, s. 247; Cyt. za B. Brzuska, Tu wszystko bliskie…”. Henryk Sienkiewicz, student Szkoły Głównej Warszawskiej, w antycznym świecie, “Meander” 2017, LXXII, s. 106, 109; J. Kolendo, Badania nad antiquitates w Polsce. Od J. Zamojskiego do St. Cybulskiego, „Łacina w Polsce” 1995, s. 55; B. Borucka, Filologia klasyczna w Szkole Głównej Warszawskiej, Warszawa 1992, s. 35-6; D. Słapek, Warszawski starożytnik o sporcie antycznym – Jana Wolframa „O widowiskach publicznych w starożytnym Rzymie” (w druku). Źródło fotografii: Pierwszemu swemu rektorowi profesorowie Szkoły Głównej, d. 19 marca 1867 [Dokument ikonograficzny] Beyer, Karol (1818-1877). Warszawa 1867 1 fot. (tableau) : albumin ; 35×29,5 cm.

 

Autor biogramu: Dariusz Słapek